Przejdź do zawartości

Strona:PL Zola - Pieniądz.djvu/36

Z Wikiźródeł, wolnej biblioteki
Ta strona została przepisana.

ale nie dali jej ani grosza, pod pretekstem, że po ich śmierci dostanie kapitał nienaruszony i powiększony jeszcze nagromadzonemi procentami.
— Nie! literatura stanowczo nie daje chleba! mówił Jordan — Nie mogę nawet znaleźć czasu na napisanie powieści, której plan oddawna już obmyśliłem. Z konieczności przerzuciłem się do dziennikarstwa i pisuję wszystko, począwszy od kronik bieżących aż do sprawozdań z posiedzeń sądowych i drobnych wiadomości.
— No! odrzekł Saccard — jeżeli uda mi się doprowadzić do skutku wielki mój projekt, będziesz mi pan może potrzebnym. Niechże mnie pan odwiedzi.
Pożegnawszy dziennikarza i wojskowego, odszedł.
Krzyki kończącej się gry giełdowej cichły stopniowo; po drugiej stronie gmachu słychać było zaledwie szmer niewyraźny, ginący w ulicznej wrzawie. I tu także na schodach pełno było ludzi, ale pomiędzy pełną hałasu wielką salą a gabinetem agentów wymiany, którego czerwone obicie widać było przez wysokie okna, ciągnęła się kolumnada, gdzie dystyngowani bogaci spekulanci pojedynczo lub małemi grupami siedzieli wygodnie w cieniu.
Obszerny ten przedsionek znajdujący się pod gołem niebem stanowił jakby rodzaj klubu.
Druga ta strona gmachu przypominała tyły teatru i wejście dla artystów przeznaczone. Na cie-