Przejdź do zawartości

Strona:PL Zola - Pieniądz.djvu/324

Z Wikiźródeł, wolnej biblioteki
Ta strona została przepisana.

w niczem mi nie pomaga, to ja także wspierać go nie będę... Przynieś mi pan od niego jakie poczciwe słówko... właściwie mówiąc, jakąś ważną wiadomość, którąby nam była użyteczną... a wtedy pozwolę panu znów układać panegiryki głoszące jego sławę. Wszak to, co mówię, jest jasnem?
W istocie było to aż zanadto jasnem. Jantrou — który teraz dopiero zrozumiał, w jakim celu Saccard przywdziewa maskę teoretyka politycznego — zaczął znów spokojnie rozczesywać palcami brodę. Huret zaś — zagrożony w swej przezornej dwulicowości — nie mógł utaić swego zmartwienia, gdyż w obu braciach położywszy nadzieję zrobienia majątku, nie chciałby ściągnąć na siebie niełaski ani jednego, ani drugiego.
— Masz pan słuszność — szepnął wreszcie łagodnym tonem — potrzeba koniecznie jakiegoś hamulca, potrzeba zagłuszyć ten hałas, tembardziej że nikt przewidzieć nie może, jaki będzie przyszły bieg wypadków. Przyrzekam panu najuroczyściej, że uczynię wszystko, co będzie w mej mocy, aby uzyskać zaufanie tego wielkiego męża stanu... Usłyszawszy od niego chociażby jedną ważną wiadomość, wsiadam natychmiast do dorożki i dzielę się z panem tą zdobyczą.
Odegrawszy już swoją rolę, Saccard przybrał teraz ton swobodny i żartobliwy.
— Przecież ja pracuję nie dla siebie, ale dla was wszystkich, moi drodzy... Mniejsza tam