Strona:PL Zola - Pieniądz.djvu/254

Z Wikiźródeł, wolnej biblioteki
Ta strona została przepisana.

trafiła, nasza ulica nie jest jeszcze uporządkowana, domy nie mają numerów. Proszę, niech pani wejdzie. Trzeba o tem wszystkiem pomówić... Ach, Boże! przykra to i bardzo smutna historyą!
Pani Karolina rada nie rada musiała usiąść na wyplatanem dziurawem krześle w jadalnym pokoju, brudnym i zakopconym. Z rozpalonego do czerwoności żelaznego piecyka wydziela! się swąd duszący. Mechainowa rozwodziła się szeroko, podziwiając szczęśliwy traf, że pani Karolina zastała ją w domu.
— Tyle mam interesów do załatwienia w mieście — mówiła — że zazwyczaj wracam o szóstej dopiero.
— Przepraszam panią — przerwała wreszcie pani Karolina — przybyłam tu w interesie tego nieszczęśliwego dziecka.
— I owszem, zaraz go pani przyprowadzę.... Wiadomo pani zapewne, że jego matka była moją kuzynką. O! mogę śmiało powiedzieć, że spełniłam mój obowiązek... Oto są papiery i rachunki.
To mówiąc, wyjęła z szuflady plikę papierów, ułożonych starannie w niebieskiej tekturowej okładce, jak akty urzędowe. Teraz znów ubolewać zaczęła nad losem biednej Rozalii: to prawda, że w końcu strasznie upadła, że włóczyła się a pierwszym lepszym i potem wracała z tych hulanek pijana i potłuczona, ale cóż miała robić? Dawniej była uczciwą i pracowitą, dopóki ojciec malca nie przewrócił jej na schodach. Zwichną-