Przejdź do zawartości

Strona:PL Zola - Pieniądz.djvu/134

Z Wikiźródeł, wolnej biblioteki
Ta strona została przepisana.

Do wpół do dziesiątej przechadzał się wzdłuż i wszerz po obszernych komnatach, pogrążony w myślach, nie wiedząc, jakimby sposobem rozpocząć w Paryżu owe łowy na miliony. Dwadzieścia pięć milionów! ależ taką sumę można jeszcze bez trudu znaleźć na bruku paryzkim!... Jeżeli zastanawia się nad tem, to dlatego jedynie, że chce działać systematycznie, mając zawczasu plan ułożony. Wypił filiżankę mleka; nie wybuchnął gniewem wtedy nawet, gdy stangret zjawił się z wiadomością, że koń niedomaga skutkiem zaziębienia prawdopodobnie i że należałoby sprowadzić weterynarza.
— Ha! trudna rada — rzekł spokojnie. — Wezmę dzisiaj dorożkę.
Wyszedłszy na ulicę, niemiłego doznał wrażenia, bo po wczorajszej prawdziwie majowej pogodzie, dął dzisiaj wicher tak mroźny, jak gdyby zima na nowo rozpościerała swoje panowanie. Deszcz nie padał jeszcze, ale ciężkie, żółte chmury gromadziły się na widnokręgu Saccard nie wziął przeto dorożki, lecz chcąc się rozgrzać, szedł szybko ku ulicy Bankowej: postanowił bowiem wstąpić do Mazauda i wybadać go co do zamiarów Daigremonta, powszechnie znanego spekulanta, szczęśliwego członka wszystkcoh syndykatów. Zaledwie doszedł jednak na ulicę Vivienne, z nieba zaciągniętego czarnemi chmurami, lunął deszcz zmieszany z gradem. Nie zwa-