Przejdź do zawartości

Strona:PL Zola - Odprawa.djvu/89

Z Wikiźródeł, wolnej biblioteki
Ta strona została skorygowana.

i roił różne facecyjki przy deserze. Polityka przestraszała, jak niebezpieczne lekarstwo. Znużone umysły zwracały się do interesów i przyjemności. Ci co posiadali coś, odkopywali zakopane dotąd pieniądze, ci zaś, którzy ich nie posiadali, poszukiwali po wszystkich kątach zapomnianych gdzieś skarbów. Wśród czerni zapanowało głuche drganie, rodzić się poczynający dźwięk pięciofrankówek, głośne śmiechy kobiet, brzęk jeszcze słaby stołowych naczyń i odgłos pocałunków. W wielkiej ciszy porządku, w spokoju płaszczącym się nowego panowania rozlegały się wszelkiego rodzaju przyjemne szmery, złocone i rozkoszne obietnice. Zdawało się że się przechodzi około jednego z tych domów, których sztory starannie zapuszczone dozwalały widzieć tylko cienie kobiet i gdzie się słyszy brzęk złota na marmurze kominka. Cesarstwo zamierzało zrobić z Paryża podejrzany lokal całej Europy. Tej garstce awanturników, która ukradła tron trzeba było pełnego awantur panowania, podejrzanych interesów, sprzedajnych sumień, kupnych kobiet, szalonego i powszechnego pijaństwa. I w mieście, w którem zaledwie zmyto krew grudniową, wzrastał nieśmiały jeszcze ten szał uciech, który miał rzucić ojczyznę między narody zgniłe i zniesławione.
Arystydes Saccard od pierwszych dni poczuł tę przypływającą falę spekulacyi, której piana miała okryć cały Paryż. Śledził jej postęp z głęboką uwagą. Znajdował się w samym ognisku ciepłego