Przejdź do zawartości

Strona:PL Zola - Odprawa.djvu/48

Z Wikiźródeł, wolnej biblioteki
Ta strona została skorygowana.

— Ja, co jestem właścicielem domu, skoro wyreparuję i odświeżę mieszkanie — podwyższam cenę lokatorowi!
Zdaniu pana Haffnera: „Nasze dzieci poniosą ten wydatek“ udało się obudzić senatora. Wszyscy uczcili to orzeczenie lekkim oklaskiem, a pan Saffré zawołał:
— Ach, znakomite, znakomite! Jutro zakomunikować muszę dowcipne to słówko dziennikarzom.
— Macie panowie słuszność, żyjemy w dobrych czasach — ozwał się, jakby konkludując, pośród uśmiechów i zachwytów, które wywołały słowa barona, pan Mignon. — Znam ja niejednego, który ładnie sobie zaokrąglił fortunkę. Widzicie panowie, kiedy człowiek ma możność dorobienia się czegoś, wszystko wówczas jest pięknem.
Ostatnie te słowa powiały chłodem na ludzi poważnych. Rozmowa urwała się raptownie i każdy zdał się unikać wzroku swego sąsiada. Zdanie mularza dotykało tych panów w najdrażliwszą strunę. Michelin, który właśnie wpatrywał się z uprzejmym uśmiechem w Saccarda, przestał się uśmiechać, wielce przerażony, że przez chwilę mógł mieć minę stosowania tych słów mularza do pana domu. Ten ostatni rzucił wymowne spojrzenie na panią Sydonię, która napowrót, w odpowiedzi na tę komendę, wzięła w swe obroty Mignona, wracając z nim do przerwanego tematu:
— Więc pan lubisz kolor różowy?...