Przejdź do zawartości

Strona:PL Zola - Odprawa.djvu/426

Z Wikiźródeł, wolnej biblioteki
Ta strona została skorygowana.

ukazała się we drzwiach sali jadalnej, czerwona, z cokolwiek potarganym włosem, ciągnąc za sobą z pełnem wdzięku znużeniem długi tren srebrnej swej sukni. Zaledwie nieco usuwano się jej z drogi, zmuszona była łokciami torować sobie przejście. Okrążyła stół, niepewna, z nadąsaną minką. Potem podeszła wprost do pana Hupel de la Noue, który skończył był jeść właśnie i ocierał sobie usta chustką.
— Jakże pan byłbyś uprzejmy — rzekła z czarownym uśmiechem — gdybyś mi znalazł gdzie krzesło! Obeszłam dokoła stół nadaremnie...
Prefekt miał do margrabiny urazę, ale wrodzona mu galanterya nie pozwalała się zawahać; podążył śpiesznie, znalazł krzesło usadowił panią d’Espanet i pozostał za jej plecami, posługując. Zażądała tylko kilku krewetek, cokolwiek masła i naparstek szampana. Jadła z minką delikatną z niechcenia pośród żarłoctwa mężczyzn. Stół i krzesła wyłącznie zachowane były dla pań. Ale jak zawsze i teraz robiono wyjątek dla barona Gouraud. Siedział on sobie, wygodnie rozparty, przed kawałkiem pasztetu, którego ciasto żuły powolnie jego szerokie szczęki.
Margrabina podbiła sobie napowrót prefekta, oświadczając, że nie zapomni nigdy swych emocyj artystycznych w „Miłości pięknego Narcyza i nimfy Echo“. Usprawiedliwiła się przed nim nawet, dlaczego na niego nie czekała, w sposób, który pogodził go z nią w zupełności; oto panie dowiedziawszy