Przejdź do zawartości

Strona:PL Zola - Odprawa.djvu/353

Z Wikiźródeł, wolnej biblioteki
Ta strona została skorygowana.

ronek. Na górze odpowiedziała pytającemu ją mężowi, który na nią czekał, że przypomniała sobie, gdzie jej upadł karnecik, zgubiony dziś rano. A kiedy położyła się, poczuła nagle rozpacz bezgraniczną, zastanawiając się, iż powinna była powiedzieć Maksymowi, że to ojciec jego, odprowadziwszy ją do domu, wszedł, aby z nią pomówić o jakiejśkolwiek kwestyi pieniężnej.
Nazajutrz Saccard postanowił sobie przyśpieszyć rozwiązanie sprawy Charonny. Żona należała teraz do niego; czuł ją w swych ramionach bezwładną, poddającą się i powolną sobie. Z drugiej strony trasa bulwaru Księcia Eugeniusza miała być zatwierdzoną, trzeba było obedrzeć Renatę, zanim się rozejdzie wieść o blizkiem wywłaszczeniu.
Saccard w przeprowadzeniu tej całej sprawy okazywał prawdziwie artystyczne zamiłowanie; patrzył z zachwytem na plan dojrzewający powoli, zastawiał sidła z wyrafinowaniem mysliwca, który z pewną kokieteryą przystępuje do pochwycenia zwierzyny i chwyta ją elegancko. Było to u niego prostem zadowoleniem zręcznego gracza, człowieka, kosztującego osobliwej rozkoszy w ukradzionym zysku; chciał pozyskać grunta żony za kromkę chleba, choćby potem obdarzyć mu ją przyszło klejnotami za sto tysięcy franków w radości tryumfu.
Operacye najprostsze wikłały się niesłychanie, skoro on tylko zajął się niemi, stawały się czarnemi dramatami; roznamiętniał się, gotów był bić się