Strona:PL Zola - Odprawa.djvu/347

Z Wikiźródeł, wolnej biblioteki
Ta strona została skorygowana.

stała pomieszania zmysłów. U niej wyrzuty sumienia, obawa, by jej nie pochwycono na winie, okrutne rozkosze cudzołóztwa, nie objawiały się tak, jak u innych kobiet, nie wypowiadały łzami, przygnębieniem, ale raczej wzrastającą dziwacznością, potrzebą nieprzepartą hałaśliwości, większą jeszcze. I pośród zwiększającego się szaleństwa dosłyszeć mogłeś już czasami coś, jak jęk, jak stłumione przedśmiertne chrapanie, rozprzęganie się tej zachwycającej i zdumiewającej maszyny, co się łamała.
Maksym czekał biernie sposobności, któraby go uwolniła od tej kłopotliwej kochanki. Mówił znowu, że popełnili wielkie głupstwo. Jeśli ich koleżeński stosunek z początku, w pierw zych chwilach miłości był jednym więcej urokiem, jedną więcej rozkoszą, za to dziś przeszkodą był on do zerwania, jakby to uczynił z pewnością z każdą inną kobietą. Nie byłby powrócił poprostu; był to jego sposób rozwiązywania miłostek, sposób, obliczony na uniknięcie wszelkich usiłowań, wszelkich kłótni. Czuł się wszakże niezdolnym do wszelkiego wybuchu gwałtownego a nawet chętnie zapominał o tem wszystkiem wśród pieszczot Renaty; była dla niego macierzyńską, płaciła za niego, wydobyłaby go zawsze z kłopotu, gdyby jaki wierzyciel się nań zawziął. Potem przychodziła mu na myśl Ludwika, przychodził na myśl milion jej posagu a wtedy nawet w objęciach młodej kobiety, pod jej pocałunkami, powtarzał sobie,