Przejdź do zawartości

Strona:PL Zola - Odprawa.djvu/283

Z Wikiźródeł, wolnej biblioteki
Ta strona została skorygowana.

łoże, ciepłe jeszcze i zwilgotniałe, gdzie się odnajdowało na cienkich płótnach prześcieradeł urocze kształty, sen i marzenia trzydziestoletniej paryżanki.
Pokój sąsiedni, garderoba, wielka komnata, wybita starą perską materyą, otoczona była po prostu szeregiem wysokich szaf z różanego drzewa, gdzie się znajdowała rozwieszona armia sukien. Celestyna, wielce pedantyczna, porządkowała je wedle ich dawności, zaopatrywała w etykiety, wprowadzała nieco arytmetyki w te kaprysy żółte lub błękitne swej pani, utrzymywała tu ton skupienia zakrystyi i porządek wielkiej stajni. Nie było tu ani jednego mebla i nigdzie nie napotkałeś najmniejszego porzuconego gałganka; ściany szaf połyskiwały zimne i czyste, jak lakierowane drzwicz ki karety.
Ale cudem tego apartamentu, pokojem, o którym mówił cały Paryż, był gabinet, przeznaczony do ubierania — gotowalnia. Mawiano: „Gabinet pięknej pani Saccard“, jak się mówi: „Galerya lustrzana w Wersalu“. Gabinet ten pomieszczony był w wieżyczce pałacu, tuż nad jaskrawym żółtym salonikiem. Wchodząc tu przychodził na myśl szeroki namiot okrągły, namiot zapożyczony z czarodziejskiego jakiegoś widowiska, wzniesiony w śnie fantastycznym przez jakąś zakochaną bojownicę. W pośrodku plafonu korona z cyzelowan ego srebra przytrzymywała fałdy namiotu, który, zaokrąglając się, przytwierdzony był do murów, zkąd spa-