Przejdź do zawartości

Strona:PL Zola - Doktór Pascal.djvu/213

Z Wikiźródeł, wolnej biblioteki
Ta strona została przepisana.

Rozpoczynała się na nowo scena z owej strasznej nocy, podczas burzy straszliwej, galop zmor, defilada tych wszystkich widm, wywołanych, powstających z tej masy papierów i pyłu. W przelocie każdemu z nich rzucał pytanie i prośbę gorącą, żądając, aby mu wskazano początek jego choroby, spodziewając się jednego wyrazu, jednego szeptu, któryby mu pewność dał jakąś. Z początku były to tylko jakieś jęki niewyraźne, potem zaczęły się tworzyć wyrazy zrozumiałe, zaczęły się formować urywki zdań, jasno wypowiedziane.
— Czy to ty?.. czy ty?.. czy ty?.. O!.. matko stara, matko wszystkich nas, czy ty dajesz mi swój szał?.. Czy może ty, wuju alkoholisto... czy to może za twoje, wuju bandyto, zastarzałe pijaństwo ja rozumem swoim mara zapłacić?.. A może to ty... synowcze ataksyku, albo ty, synowcze mistyku, a może ty znowu, siostrzenico idyotko, podasz mi prawdę i wskażesz mi jedną z postaci zboczenia tę samą, na którą ja cierpię?.. A może jeszcze ty, wnuku, coś się powiesił, albo ty, wnuku, który zabijałeś, albo ty, wnuczko, która zdechłaś w zgniliźnie... Może którego z was zgon tragiczny zwiastuje mi moje przeznaczenie, upadek w głębie jakichś jaskiń okrutnych, wstrętny rozkład całej istoty7 mojej?..
I defilada szła dalej; powstawali oni wszyscy i przechodzili przed nim wszyscy, jakby burzą niesieni. Akta ożywiały się, przybierały ciało, popychały się i następowały jedne na drugie w tym biegu szalonym ludzkości cierpiącej.
— Ach... któż mi powie, któż mi to powie, kto mnie nauczy?.. Czy ten, co umarł szalonym, czy ten