Strona:PL Zola - Człowiek zwierzę. T. 1.djvu/176

Z Wikiźródeł, wolnej biblioteki
Ta strona została przepisana.

zet — nie jestem już panem sprawy, zależy ona od mego sumienia.
Pan Canny-Lamotte uśmiechnął się, odzyskując natychmiast zimną krew i przybierając ton grozy, który zarazem wydawał się drwiącym i lekceważącym wszystkich.
— Zapewne. Ja też odwołują się do pańskiego sumienia. Niechże pan poweźmie sobie postanowienie, jakie ono panu podyktuje, bo jestem pewny, że pan równoważy za i przeciw, mając na względzie tryumf zasad i moralność publiczna... Lepiej pan wiesz, niż ja, że nieraz większem bohaterstwem bywa przyjąć, niżli wpaść w gorsze... Zresztą na pana patrzą tylko, jako na dobrego obywatela i poczciwego człowieka. Nikt nie myśli krępować pańskiej niezależności, i dlatego też powtarzam, że jesteś panem bezwzględnym sprawy, jak zresztą chce tego prawo.
Sędzia, zazdrosny o tę władzą nieograniczoną, zwłaszcza, że blizki był użycia jej na złe, przyjmował każde ze słów, zadowolonem kiwaniem głowy.
— Zresztą — mówi1 dalej drugi ze zwiększoną uprzejmością, której przesada zakrawała na ironję — wiemy, z kim mamy do czynienia. Oddawna już przyglądamy się pańskiej pracy i pozwalam sobie powiedzieć panu, że powołamy go natychmiast dc Paryża, skoro się tylko otworzy wakans.
Pan Denizet aż się poruszył.
Jakto? Gdyby wyświadczył żądaną przysługę, miano zaspokoić jego ambicję, marzenie jego o posadzie w Paryżu.
A pan Canny-Lamotte, zrozumiawszy dobrze, jeszcze dodał:
— Nominacja pańska już czeka i to tylko kwestja czasu... A ponieważ się już wygadałem