Strona:PL Zieliński Rzeczpospolita Rzymska.pdf/346

Z Wikiźródeł, wolnej biblioteki
Ta strona została przepisana.

dobroczynny; nikt lepiej od niego nie znał Rzymu, jego sił, nastrojów, a przedewszystkiem sił i nastrojów walczących ze sobą stronnictw rzymskich. Oczywiście nie ukrywał przed swymi rodakami, że bezinteresowny filhellenizm w duchu Flaminina zbliża się ku schyłkowi, że jest naciskany z jednej strony przez narodowców z Katonem na czele, z drugiej zaś przez partję interesów materjalnych, rycerzy, kapitalistów, wprawdzie nie reprezentowanych w senacie, ale potężnych swoimi zakulisowymi wpływami. Mówił, że powinni ze swej strony kierować się mądrą, umiarkowaną polityką, aby nie dawać w Rzymie przewagi wrogom wolności greckiej. Niestety, jak to się często zdarza w demokracjach, lud poszedł za tymi, którzy schlebiali jego miłości własnej — i rozegrała się smutna tragedja lat 148 — 46, znosząca resztkę wolności greckiej, ogłoszonej pół wieku temu przez Flaminina.
Jako powód posłużyły niesnaski Achejczyków ze Spartą, która wprawdzie była czŁonkiem ich związku, ale nie dawala sobie wydrzeć niektórych oznak swej dawnej niepodległości. Szczególnie zawzięcie podburzał przeciw Sparcie strateg achejski, Diaios.
Pośrednictwo pokojowe Rzymu, podjęte przez Metella Macedońskiego, okazało się bezowocne. Achejczycy nierozumnie uwierzyli Dijeuszowi, że okazane przez władcę świata umiarkowanie jest spowodowane jego słabością, której źródłem są piętrzące się trudności na Zachodzie. Co się tyczy tych trudności, to, jak zobaczymy, istotnie miały one miejsce, lecz przecież nie były aż tak duże, by pozbawić Rzym swobody działania przeciw tak lekceważącym go przeciwnikom, jakimi byli Achejczycy.
Głównem miastem związku achejskiego był podówczas piękny Korynt, leżący w punkcie skrzyżowania się drogi wodnej przez zatokę Koryncką i Sarońską, z lądową — ze średniej Grecji do Peloponezu, Korynt, spoczywający bezpiecznie w cieniu swej niedostępne warowni, zroszonego chłodną Pireną Akrokoryntu. Tutaj rozdźwięki achejsko-spartańskie odbiły się echem najgło-