Przejdź do zawartości

Strona:PL Zieliński Gustaw - Poezye, tom II.pdf/307

Z Wikiźródeł, wolnej biblioteki
Ta strona została przepisana.
III.
1.

Jeszcze ów swojej nie dokończył mowy,
Gdy od północy, nadbiegł przybysz nowy;
Pod nim — koń Arab, biały bez odmiany,
Sam cały w bieli, jak z srebra ulany,
I z półksiężycem na kołpaku lśniącym,
Raczej być duchem zdał się — niż żyjącym.
Ale się ciemną odznaczał urodą,
Przy ogorzałej twarzy — czarną brodą.

2.

W tej chwili właśnie — na samej północy,
Stanęły słupy czarniejsze od nocy;
Lecz wraz, w ich środku, śród ciemnego łona,
Zabłysła jasność... ognista, czerwona,
Rosnąc w potęgę... zdała się natężać,
A potem zwolna przygasać i zwężać;
Znów, obrót iskier wszczął się bezustanny,
Każdy słup ogniem rozżarzył się nowym,