Przejdź do zawartości

Strona:PL Zieliński Gustaw - Poezye, tom II.pdf/101

Z Wikiźródeł, wolnej biblioteki
Ta strona została przepisana.

Gdzie piękność, sława, ojczyzna i cnota
Wznosiły w kraje nadzmysłowe, marzeń, —
Już się dla niego w jeden ton zmieniły,
W jedno pragnienie, spokojnej mogiły!...
I z tą się myślą pojednał, oswoił,
W niej nawet rozkosz znajdował tajemną —
Rozkosz! tak dziką, tak krwawą, tak ciemną
Jak ta fantazya, w której ją uroił. —

10.
Hop, hop; hop, hop; hop, hop;
Głos się rozległ po obszarach,
Głos się odbił w głuchym lesie,
I po skałach i po jarach,
Echo wtórząc — odezw niesie,
Hop, hop; hop, hop; hop, hop.
Słońce na dół głowę zniża,
I w drzemiącej fali — tonie;
Na zachodzie zorza płonie,
A od wschodu noc się zbliża,
Poprzedzana mgłą wieczoru.
Trąbka daje hasło zbioru —
Trąbki tony, w stepach giną...
A wesołe strzelców grono
Z bronią na dół opuszczoną,
Z tłumną psiarnią i zwierzyną,
Prawiąc dzienne swe przygody,
Śród okrzyku, śmiechu, drwinek,
Wraca zwolna do zagrody,
Na wzmocnienie i spoczynek. —