Przejdź do zawartości

Strona:PL X de Montépin Zemsta za zemstę.djvu/961

Z Wikiźródeł, wolnej biblioteki
Ta strona została przepisana.

— Do milion kroć! jestem okradziony!... i okradziony przez Jarrelonge’a!... Ach! rozbójnik!... człowiek, któregom obsypał dobrodziejstwami!... Głupie bydle ze mnie.. osioł... kretyn... głupiec!... A ja mu dowierzałem!... nie domyślałem się niczego!...
Nagle Leopold przerwał łajanie.
Po głowie jego druga myśl się przesunęła.
Otworzył drugą szufladę i zachwiał się na nogach jak człowiek ogłuszony ciosem.
— Wszystko!... — wymówił z trudnością głosem syczącym przez zęby. Wszystko zabrał, zbrodniarz!... Te papiery, mogące ocalić pannę de Terrys, a oskarżające mnie i Paskala, wszystko zabrał!... Ale na co? W jakim celu? Czy chce mnie zgubić? To być nie może!... On wie dobrze, że zgubiłby siebie razem że mną, a gilotyny się boi. Zapewne chce ze mnie pociągnąć... Myśli mi odprzedać te papiery i to drogo... Żąda udziału o który się upominał, a którego mu odmówiłem... A więc! tym udziałem będzie śmierć!... Łotr wie za wiele?
Zbieg z Troyes ciągle przewracał machinalnie, chociaż mu się zdawało pewnem, że jego wspólnik nic nie zostawił.
Nagle wydał okrzyk radości i pochwycił małą puszkę kryształową, skradzioną u hrabiego de Terrys i zawierającą proszek krotala.
— Przynajmniej o tem zapomniał, lub zaniedbał... — mówił dalej. — Tem gorzej dla niego!... — Oto jest broń, która go z pewnością dosięgnie, ale gdzie go znaleźć?... Ulica la Harpe, numer trzeci, powie-