Przejdź do zawartości

Strona:PL X de Montépin Zemsta za zemstę.djvu/94

Z Wikiźródeł, wolnej biblioteki
Ta strona została przepisana.

Zarobiłem na tém dwie ładne sztuki złota.. — To czyni sto franków w mojéj kieszeni... — Jest-to więcéj niż potrzeba, aby się dostać do mego wujaszka Valleranda.
Tak rozmyślając, Leopold szedł przez ogród i zbliżał się do muru obwodowego, wychodzącego na ulicę przedzielającą pensyę od więzienia.
Naprzeciw niego znajdowała się brama wjezdna zamknięta na dwa spusty.
Z obudwu stron, dwa żelazne pręty wmurowane w kamienie tworzyły obłąk.
— Dziecko by to przeskoczyło!... — rzekł zbieg do siebie.
Wspiął się na jeden pręt i dostał na daszek bramy.
W trzy sekundy późniéj był na ulicy.
— Teraz najpotrzebniejsza jest ostrożność — pomyślał. — Miéć minę uciekającego, byłoby ostatnią niezręcznością. — Idzie o to, aby iść spiesznym krokiem, jak człowiek, któremu pilno i chłodno... Mój uniform z więzienia centralnego nie może mnie zdradzić w nocy, gdybym kogo napotkał, a przededniem postaram się o inne ubranie. Mam ja swój pomysł.
Wiemy, że Lantier był rodem z Troyes.
Zatém znał doskonale miasto, chociaż je opuścił przed dziewiętnastu laty.
Krętemi uliczkami doszedł on nad brzeg rzeki oblewającéj stare miasto.