Strona:PL X de Montépin Zemsta za zemstę.djvu/911

Z Wikiźródeł, wolnej biblioteki
Ta strona została przepisana.

— Właśnie dlatego, że pamiętam, uważam ją za kompromitującą w najwyższym stopniu! Pamiętaj, że dosyć, aby ktoś jedno słowo zapamiętał z niej w owej nocy, gdyśmy byli na moście Bercy, aby nas zaprowadzić tam, gdzie iść żaden z nas nie ma ochoty.
— Gdzie, naprzykład?
— Pod rogatkę Świętego Jakóba! Prócz tego, mój stary, zanadto często się napijasz i jeżeli tak dłużej będzie, to kwita z przyjaźni...
— Co to jest?... Jaśnie pan mi grozi?
— Nie grożę... Ostrzegam...
Pijak stawił się opornie.
— Ja nie lubię ostrzeżeń, rozumiesz! — zawołał Jeżeli sobie trochę pozwolę, to twoja wina! Nie mam nic do roboty i nudzę się... Nudy mnie drażnią — a gdy jestem rozdrażniony, piję, à gdy piję, jestem wesoły... Zdaje mi się, że w tem nie ma nic złego... A zresztą, przeciężeśmy nie wzięli ślubu z sobą, nie prawda? jeżeli ci się moje postępowanie nie podoba, rzeknij tylko słówko, poszukam sobie innego mieszkania...
Leopold pomyślał, że mu się nadarza wyborna sposobność, bez hałasu, przywieźć do skutku swój projekt rozłączenia.
Myślał z tego skorzystać.
— To może będzie najlepszem... — odparł.
— Tak, naprawdę? Ten dobry chłopak Jarrelonge służył jaśnie panu, który teraz spoczywa na laurach i jest wypchany banknotami, jak gęś nadzie-