Przejdź do zawartości

Strona:PL X de Montépin Zemsta za zemstę.djvu/641

Z Wikiźródeł, wolnej biblioteki
Ta strona została przepisana.

Jarrelonge drżał.
— Zatem wszystko stracone? — wyjąkał.
— Boję się o to... Moje kombinacye djabli wzięli!... Co robić?...
— Do djaska! ja nie wierny bo mówiąc między mami, niepodobna dawać nurka w wodę, aby wyciągnąć woreczek.
Leopold go nie słuchał.
Myślał.
Nagle rozjaśniła się jego twarz zachmurzona.
— Doprawdy, głupi jestem, że tak prędko tracę głowę! — rzekł głośno. — Nic nie dowodzi, aby te listy nie były w walizie tej kobiety...
— W istocie, to prawda! — zawołał Jarrelonge odzyskując wesołość, — muszą być w walizie, a my mamy kwit na nią... Jutro rano pójdę go odebrać, tak jak odebrałem bagaż panienki...
— Właśnie. Tym sposobem będę prędko wiedział czego się trzymać...
Ukończywszy posiłek i podzieliwszy się pieniędzmi znalezionemi w woreczku pan i Sollier, złoczyńcy udali się na spoczynek i zmęczeni wkrótce zasnęli snem głębokim.
Nazajutrz bardzo rano Leopold wyskoczył z łóżka i obudził Jarrelonge’a marzącego we śnie o przyszłym majątku.
W kilku dniach uwolniony więzień, odłożył na stronę blizko dwa tysiące franków, a jego i skarb nie mógł nie wzrosnąć do poważnych rozmiarów, jeżeli,