Przejdź do zawartości

Strona:PL X de Montépin Zemsta za zemstę.djvu/620

Z Wikiźródeł, wolnej biblioteki
Ta strona została przepisana.

urodzenie... Mało mnie to obchodzi co się kryje za tą zasłoną! Mało mnie obchodzi jaka krew płynie w jej żyłach! Czy to jej wina, jeżeli jest dziecięciem wstydu lub zbrodni? Trzebaby być szaleńcem, chcąc ją czynić za to odpowiedzialnym, a ja nim nie jestem. Kocham Renatę, która jest aniołem, a raczej ubóstwiam ją i zawsze będę ubóstwiał!... — czy rozumiesz?...
— Do kroćset!... to jasne!...
— Czy potwierdzasz moje tymczasowe milczenie?
— Potwierdzam.
— I zauważaj dobrze, że do zachowania milczenia aż do nowego rozkazu mam dwie przyczyny, z których druga jest nie mniej ważną jak pierwsza... Ludzie którzy chcieli zgładzić Renatę, mieli ważny powód do popełnienia tak nikczemnego morderstwa. (Pod tym względem wątpliwość jest niemożliwa). Nie, zabijali oni biednego dziewczęcia w celu rabunku... Tajemne interesa rodziny wymagały, aby Renata znikła... Mordercy sądząc, że ich niecne dzieło zostało spełnione, będą mysleli tylko o wyciągnięciu korzyści z popełnionej zbrodni... Przeciwnie, dowiedziawszy się, że ich ofiara została ocalona, przedsiębrać będą nowe zamachy.
— Wszystko to jest bardzo słusznem... odpowiedział Juliusz Verdier. — Masz słuszność, najzupełniejszą słuszność. Ale z tem wszystkiem potrzeba, aby panna Renata została powierzona opiece człowieka, któremu dyplom doktorski daje prawo podpisywania recept...