Przejdź do zawartości

Strona:PL X de Montépin Zemsta za zemstę.djvu/57

Z Wikiźródeł, wolnej biblioteki
Ta strona została przepisana.

biurka i zabranie trzech nędznych biletów tysiąc frankowych, to za surowo!
— Wyłamanie... — rzekł dozorca.
— Tak, i wdarcie się nocą do zamieszkanego domu...
— Czy nie było okoliczności łagodzących?
— Najmniejszych.. — Lubiłem zbytek i hulanki... To mi zaszkodziło.. — Adwokat gaduła uczepił się tego bez litości i koniec...
— Jednakże byłeś bardzo młody...
— Smarkacz prawdziwy... — Dwadzieścia dwa lat!...
— Zatem teraz masz lat czterdzieści...
— Tak jest.
— Czy twoja rodzina nigdy nie czyniła żadnych starań?...
— Ojciec umarł ze zmartwienia podczas mego procesu... Matka poszła wkrótce za nim... — Inni krewni stanowczo odmówili zajęcia się moim losem... —Jestem jak zgniłe jabłko... nikt nie chce mnie włożyć do kosza z owocami...
— Czy pisywałeś do nich?
— W początkach pisywałem. — Nawet mi nikt nie odpowiedział!. — A jednak, gdyby się chcieli mną zająć... szczególniéj jeden z moich ciotecznych braci... i jeden z wujów małp co starszy odemnie... Udał się on do Ameryki, goniąc za majątkiem, ale przed wyjazdem mógł był się widzieć z memi sędziami i bronić mojéj sprawy.