Przejdź do zawartości

Strona:PL X de Montépin Zemsta za zemstę.djvu/530

Z Wikiźródeł, wolnej biblioteki
Ta strona została przepisana.

W podobnej porze most Bercy, bezwątpienia musiał być zupełnie pusty.
— Wszak moja matka jest jeszcze młoda, czy prawda? — zapytała nagle Renata...
— Tak moje dziecię, jeszcze jest młoda, ale zestarzyły ją cierpienia i pobieliły jej włosy...
— Biedna matka!... cierpienia i boleść, wszystko postaram się jej zagładzić... — Ileż niepokoju sprawił mi list pański, ale zarazem ile radości i szczęścia! — Ileż razy ja go odczytywałam! — jeszcze odczytywałam go jadąc koleją, bom się nie rozłączyła z nim... nigdy się z nim nie rozłączę...
— Dobrze wiedzieć. — pomyślał Lantier. Ma list w kieszeni, — nie trzeba żeby go znaleziono przy jej trupie.
Powóz toczył się cokolwiek prędzej.
Wyjechano z ulicy Picpus.
Jarrelonge wjechał na powybijany asfalt dawnego bulwaru zewnętrznego, a nierówność gruntu dając kopytum końskim lepszy opór pomimo ślizgawicy, pozwoliła przyśpieszyć kroku.
— Fałszywy stangret silnem uderzeniem bicza ściągnął klacz i dzielne zwierzę pobiegło galopem.
— Przybywamy... — pomyślał Leopold. — Przygotujmy się...
Lewą ręką poszukał w kieszeni i wyjął chustkę, która miała służyć do zawiązania ust Renacie.
Nagle dał się słyszeć chrapliwy głos śpiewający, zwrotkę dziwnej pieśni na jakąś starą nutę.