Przejdź do zawartości

Strona:PL X de Montépin Zemsta za zemstę.djvu/4

Z Wikiźródeł, wolnej biblioteki
Ta strona została przepisana.

Na ławeczce w przedsionku siedział służący z niedbałą miną.
— Czy już czas? zapytał żałobników.
— Już trzeba wystawiać, proszę pana.
— Więc pójdźcie za mną.
Wstąpił na szerokie kamienne schody o poręczy z kutego żelaza, wszedł na pierwsze piętro, przebył dwa salony, których umeblowanie okazywało zbytek zastarzały i otworzył drzwi do bardzo obszernej sypialni.
Pośrodku pokoju, umieszczona w poprzek dywanu, stała trumna, obok której paliła się świeca.
W pokoju nie było nikogo. Nigdy opuszczenie nie było zupełniejszém.
Żałobnicy się schylili, ujęli trumnę za metalowe antaby i zeszli powoli.
W kilka chwil trumna okryta całunem spoczywała na ustawionym w tym celu katafalku i służący na całunie postawił krucyfiks.
Na czarno okrytym stołeczku stało naczynię z wodą święconą i kropidłem.
Służący powrócił do pałacu, furgon odjechał, a czterej officyaliści zakładu pogrzebowego, czekając na pogrzeb, udali się na śniadanie do handlu win z restauracyą, znajdującego się w domu przeciwległym, na dole.
— Z tego wszystkiego, koledzy, widać, — rzekł jeden z nich — że mamy chować jegomościa, którego jak się zdaje, nie bardzo żałują w domu.