Przejdź do zawartości

Strona:PL X de Montépin Zemsta za zemstę.djvu/358

Z Wikiźródeł, wolnej biblioteki
Ta strona została przepisana.

Paskal odetchnął; jego wązkie, blade usta rozjaśniły się uśmiechem.
— I tyś nie szukał, nie wypytywał? — mówiła daléj chora, któréj twarz wyrażała straszliwy niepokój.
— Pytałem, pani, szukałem; ale mogłem otrzymać jedną tylko wskazówkę...
— Jaką?...
— Że gospodyni, pani Urszula Sollier, zostawiła swoje pakunki w zamku Viry-sur-Seine, i że ma napisać, gdzie jej mają być odesłane, gdy sobie wybierze miejsce pobytu...
— Mój Boże! — wyjąkała chora, któréj łzy powstrzymywane przez chwilę, znowu twarz zalały. Jestto zaledwie jakaś skazówka! — A pewnego, nic!... nic coby mną mogło kierować i gdym sądziła, że chwytam szczęście, czeka mnie zawód, rozpacz!...
Uspokój się, moja droga Małgorzato, rzekł Lantier ściskając ręce siostry swojéj żony z podwojoną obłudą, — i licz na tych co cię kochają!... To czegoby nie mogła dokazać kobiéta, ja to zrobię, ja!... Będę ci pomagał w poszukiwaniach... Poświęcę się im ciałem i duszą... — To szczęście, które dotychczas jest tylko marzeniem i zdaje się przed tobą uciekać, zamieni się w rzeczywistość, chociażbym musiał cały świat splondrować, aby ci je zapewnić...
Małgorzata bez nieufności, dała się złapać na tor mowy nędznika.
— Ach! tyś dobry! — Twoje poświęcenie pociesza mnie w cierpieniu i wraca nadzieję mojéj zbolałéj