Przejdź do zawartości

Strona:PL X de Montépin Zemsta za zemstę.djvu/318

Z Wikiźródeł, wolnej biblioteki
Ta strona została przepisana.

Słysząc tę odpowiedź Paskal Lantier podniósł się ze zmarszczonemi brwiami, nachmmurzoną twarzą, i z trudnością powstrzymał gest gniewu.
— Głupie rozumowanie! — zawołał! — Zaloty nie mają nic z kłamstwem wspólnego. — Czy to jest granie komedyi, jeżeli się zapewnia młodą panienkę, że się namiętnie uwielbia jéj piękność? — Honoryna jest godną uwielbienia, zatém naturalną jest rzeczą, że ma wielbiciela! — Utrzymywać przeciwnie byłoby głupotą i prawie grubjaństwem... — Zresztą cel uświęca środki a tu idzie o pyszne małżeństwo...
— Pyszne, to rzecz pewna, ale ja go nie żądam, i nawet bym nie przyjął gdyby mi je ofiarowano...
— Wielki Boże, a to dla czego!... — rzekł Paskal osłupiały podnosząc ręce do sufitu.
— Bo uczyniło by mnie nieszczęśliwym!... — odpowiedział Paweł. — Co chcesz ojcze? Ja mam ustalone pojęcia o niektórych rzeczach, przekonania absolutne i nie przypuszczam szczęścia w małżeństwie bez miłości.
Lantier nieufnie spojrzał na syna.
— Doprawdy, — rzekł, — słysząc cię tak mówiącego, możnaby pomyśléć, że twoje serce jest zajęte!
Paweł zadrzał na całém ciele i zmienił się na twarzy. — Nie podobna mu było zapanować nad swojém wzruszeniem i ukryć pomięszanie.
— A dyby tak było? — rzekł drżącym głosem.
— Gdyby tak było? — powtórzył Paskal. — Odwołałbym się do twego zdrowego rozumu!.. Ty pomujesz, że byłoby głupotą zmarnować przyszłość dla