Przejdź do zawartości

Strona:PL X de Montépin Zemsta za zemstę.djvu/247

Z Wikiźródeł, wolnej biblioteki
Ta strona została przepisana.

warzyszki, oświadczyły, że w noc ucieczki nie słyszały żadnego podejrzanego hałasu.
Podejrzywać dwie młode panienki o wspólnictwo ze złoczyńcą byłoby rzeczą najśmieszniejszą i nanierozsądniejszą w świecie.
Urzędnicy nie nalegali i odeszli, ale od tego dnia Renata zwykle melancholiczna stała się jeszcze smutniejszą.
Na godzinę przed przybyciem Urszuli Sollier do zakładu, dziewczę wstawało z łóżka z pomięszaniem na twarzy.
Zaczerwienione powieki nosiły ślady świeżych łez.
Paulina się zaniepokoiła.
— Co tobie, moja najdroższa — zapytała swojej towarzyszki, obejmując ją rękoma z czułością.
Dziecię nie odpowiedziało.
Jéj przepełnione serce wezbrało; łzy znowu potoczyły się z jéj oczu, łkając, oparła głowę na ramieniu swojéj przyjaciółki, która coraz niespokojniejsza mówiła daléj:
— Wiesz, moja droga, że ty mnie przestraszasz... — Od dwóch dni zmieniasz się widocznie... Poznać cię nie można... — Dziś jesteś blada jak trup, sine obwódki okalają twoje piękne oczy... — Zkąd ta zmiana?... ta melancholia... te łzy?...
— Smutno mi... — szepnęła Renata.
— Czyś ty nie chora?
— Nie... — Ciało moje nie cierpi... dusza jest chora...