Przejdź do zawartości

Strona:PL X de Montépin Zemsta za zemstę.djvu/1475

Z Wikiźródeł, wolnej biblioteki
Ta strona została przepisana.

Ryszard podniósł głowę i pociągnął ręką po czole, na którem perliły się krople potu.
— Dalej!... — rzekł stanowczo.
— Poczem prawie pewnym krokiem postąpił ku drzwiom pokoju.
Klucz tkwił w zamku.
Otworzył je ostrożnie.
Korytarze były pogrążone w głębokiej ciemności.
Milczenia pogrążonego we śnie hotelu, najlżejszy nawet szmer, nie przerywał:
Ryszard wyszedł na schody.
Wszakże dywanik leżący na sto pniach, tłumił odgłos kroków.
Pijak zataczał się zlekka.
Z tém wszystkiem jednak, przy wysiłku, zdołał zejść na niższe piętro i nie zdradziwszy swojej obecności żadnym niewczesnym stukotem, stanął naprzeciw pokoju, zajmowanego przez Renatę.
Podniósł latarkę do górnej futryny drzwi.
— Numer trzeci... — szepnął przez zęby. To tu..
I wtedy z dzikiem lecz spokojnem postanowieniem, wsunął w dziurkę zamku klucz skradziony przez Leopolda i zakręcił.
Rygiel ustąpił.
Drzwi powoli się uchyliły.
Ryszard nadstawił ucha.
Wewnątrz panowało zupełne milczenie.
Pijak popchnął drzwi, które obracając się na zawiasach, skrzypnęły.