Przejdź do zawartości

Strona:PL X de Montépin Zemsta za zemstę.djvu/1321

Z Wikiźródeł, wolnej biblioteki
Ta strona została przepisana.

A! musi oddać skradzione papiery... Jeżeli odmówi ich wydania, albo ich nie ma, nędznik umrze z mojej ręki.
Po skórze Leopolda dreszcz przebiegł.
— Zbrodnia za zbrodnią... — dodał. — E, z tém wszystkiém, co mnie to obchodzi?... Gdy odbierzemy miliony wujaszka Roberta, opuszczę Paryż i Francyę... Mądry będzie ten co mnie odnajdzie!...
Tak mówiąc sam do siebie, były więzień zatrzymał się na ulicy naprzeciw domu, w którym mieszkała Renata.
Włożył rękę do kieszeni surduta i palcami natrafił na puszkę kryształową, którą tam włożył.
Na ustach jego ukazał się uśmiech nieokreślony.
— Badać odźwiernych — rzekł — to mi się nie bardzo podoba... Napróżno się człowiek charakteryzuje, ci ludzie w końcu, jeżeli interes nie dobrze pójdzie, zawsze się stają niebezpiecznymi świadkami. A jednak chciałbym stanowczo wiedzieć, czy Jarrelonge mieszka w tym domu, czy też tylko przyszedł w odwiedziny... Jak się tu wziąść do tego.
Tak rozmyślając, Leopold przechadzał się tam i nazad po przeciwległym chodniku, nie spuszczając z drzwi oka.
Nagle stanął.
Jarrelonge znowu się ukazał z butelką w ręku i szedł ulicą Beautreillis ku placowi Bastylii.
Leopold poszedł za nim.
Uwolniony więzień wszedł do sklepu korzennego i podał butelkę chłopcu, który ją napełnił bezbarw-