Przejdź do zawartości

Strona:PL X de Montépin Zemsta za zemstę.djvu/1290

Z Wikiźródeł, wolnej biblioteki
Ta strona została przepisana.

Córka Małgorzaty ze zdziwieniem spojrzała na Pawła.
— Jeszcze raz nie rozumiem cię — rzekła. — Wytłómacz się! Twoje niejasne słowa i twoje ogródki, sprawiają mi cierpienie.
— Zastanów się, dziecię ubóstwiane... — odparł Paweł z wzrastającem wzruszeniem. — Ty odnajdziesz swoją matkę, tę matkę oczekiwaną, spodziewaną od tylu lat, pożądaną przez siebie tak gorąco... Ona cię nie zna, ale musi cię kochać tak, jak ty ją kochasz, szukać tak, jak ty jej szukasz, wyglądać cię, jak ty jej wyglądasz... Kto wie, czy ona w swej myśli nie ułożyła mnóstwa projektów co do twojej przyszłości?... Kto wie, czy ona już tobą nie rozporządziła?...
— Mną rozporządziła? — zawołała Renata blednąc. — Czyżby to być mogło?
— Dla czego nie?
— Ja tego nie przypuszczam.
— Czyżbyś mogła? W życiu trafiają się nieprzebyte przeszkody.
— Jeżeli ich nie można przebyć, to się je niszczy.
— Świat ma nieprzeparte wymagania.
— Można się im oprzeć.
— Twoja matka może być bogatą i nosić wielkie nazwisko... Otóż, nazwisko i majątek mogą cię pozbawić wolności serca...
— Ach! zamilknij Pawle! — zawołała Renata, — zamilknij! Zaczynam cię pojmować i ty mnie przestraszasz! Jakież ty masz o mnie pojęcie, jeżeli są-