Strona:PL X de Montépin Zemsta za zemstę.djvu/1276

Z Wikiźródeł, wolnej biblioteki
Ta strona została przepisana.

Po pierwszej chwili upojenia, Renata szepnęła ściskając Pawła za ręce:
— Więc to ty... naprawdę ty?
— Tak, droga Renato, to ja... — odpowiedział student — i przynoszę ci szczęście.
— Niech cię djabli wezmą! — pomyślał Jarrelonge.
— Szczęście, to twój powrót, — rzekła Renata — gdyż milczenie twoje sprawiało mi wielkie cierpienie...
— Moje milczenie? — powtórzył Paweł mocno zdziwiony.
— Tak jest... Ani słówka, ani telegramu... źle zrobiłeś...
— Ależ ja telegrafowałem z Antwerpii...
— Pod moim adresem?
— Tak jest...
— Nic nie odebrałam...
— Widzisz więc, żem miała słuszność i że telegram może zaginąć!... — zawołała Zirza z tryumfem.
— Ach! biedna, droga Renato — mówił dalej student — teraz pojmuję twój niepokój.
— To było więcej niż niepokój, to było konacie... — odparła córka Małgorzaty. — Marzyłam straszliwie... marzenie to nabawiało mnie takiego przestrachu, żem się o niem nie ośmieliła mówić Zirzie... Zdawało mi się, że cię widzę padającego pod ciosami morderców...
Paweł uczynił gest zadziwienia.
— Miałaś takie marzenie? — zawołał.