Przejdź do zawartości

Strona:PL X de Montépin Zemsta za zemstę.djvu/1258

Z Wikiźródeł, wolnej biblioteki
Ta strona została przepisana.

— Dobrze, pani.
— Czyś przygotowała zamówione towary?
— Pozostaje mi tylko ułożyć w pudełku koronki dla hrabiny de Vergis...
— Zapewne, w każdym domu zapytają się o faktury... Przygotuję je, lecz oddaj je wtedy tylko, gdy ich zażądają.
— Rozumiem...
Renata natychmiast po śniadaniu wyszła z kilku małemi pudełeczkami. Koronki, to towar nie robiący wiele kłopotu.
Zenejda, chociaż obdarzona dzielnym apetytem, i nieograniczenie łakomą, zaledwie dotknęła jadła.
Sumiennie odgrywała ona swoją rolę i zdecydowała się na post, aby się nie zdradzić.
Następnie powróciła do zajęcia, lecz ponieważ pani Laurier zaleciła jej unikanie zmęczenia, możemy się łatwo domyśleć, że się nie bardzo brała do roboty.
Do sklepu przychodziło wiele kupujących.
Pani Laurier pozbawiona swój ej pomocnicy, musiała się rozrywać na wszystkie strony, chcąc zadowolnić wszystkich.
Zaczęła oddychać, i zdawało się że burza już przeszła, gdy do magazynu wszedł jakiś człowiek, mający lat około sześćdziesięciu pięciu.
Człowiek ten miał jak śnieg białą brodę i włosy.
Obszerne futro okrywało go całego, a niebieskawe binokle wzrok mu zasłaniały.