Przejdź do zawartości

Strona:PL X de Montépin Zemsta za zemstę.djvu/1143

Z Wikiźródeł, wolnej biblioteki
Ta strona została przepisana.

— A! tak to co innego!
Jarrelonge dowiedziawszy się tego co chciał wiedzieć, wyszedł z izby, zjadł śniadanie u kupca winnego na przedmieściu Ś-go Antoniego i poszedł na ulicę Picpus.
O samem południu zadzwonił do drzwi przedsiębiercy.
Drwi te otworzył mu ten sam służący z którym rozmawiał wczoraj i który poznając go, rzekł:
— Nie masz pan szczęścia, mój panie!
— Dla czego — odpowiedział były więzień zaniepokojony.
— Bo pana Lantier nie ma w domu.
— Nie ma? Pewno niedługo powróci...
— Nie umiem tego powiedzieć... Wiem tylko, że mój pan musiał nagle dziś wyjechać w drogę i nie powiedział kiedy powróci... Może sam tego nie wiedział...
Jarrelonge miał minę przygnębioną.
— Czy panu to nieprzyjemne? — mówił dalej służący.
— Bardzo... Czyś mu pan mówił, że się ktoś o niego wczoraj pytał i że ma nazajutrz powrócić?
— Nie... wrócił późno w nocy... i zaledwie przez chwilkę widziałem go dziś zrana.
— Dziękuję...
I bandyta odwrócił się tyłem.
— Czy pan powróci?
— Wrócę i to niedługo...
Odchodząc Jarrelonge mruczał niezadowolony...