Przejdź do zawartości

Strona:PL X de Montépin Zemsta za zemstę.djvu/1130

Z Wikiźródeł, wolnej biblioteki
Ta strona została przepisana.

Woźnica stanął.
— Dokąd? — zapytał.
— Biorę cię na godziny — odpowiedział Paweł Lantier. — Jedź najprzód na ulicę Beautréillis...
— Na ulice Beautréillis! — powtórzył Jarrelonge. Na moją ulice. A to mi dopiero szczęście!... — Kto z nich jest moim sąsiadem?...
Czworo młodych ludzi wpakowało się w ciasny powozik, jedną z tych starożytnych zdezelowanych maszyn, dzwoniących żelaztwem i wyjeżdżających tylko w nocy.
— Wio! ścierwo — zawołał furman ćwicząc konia, który kulał na jedną nogę.
— Wybornie! pomyślał wspólnik Leopolda. Trafili na dryndę, którą niedaleko zajadą... Nie mam potrzeby się męczyć...
W istocie dosyć dla niego było tylko przyśpieszać kroku, aby doścignąć nieszczęśliwe zwierzę.
Pomieściwszy się w powozie, dwie pary zaczęły prowadzić dalej przerwaną rozmowę.
— To wszystko jedno — mówiła Zirza — możecie być innego zdania niż ja, lecz ktokolwiek by nie utrzymywał że przypadek rządzi wszystkiemi rzeczami w świecie, odpowiedziałabym mu, że stracił głową. Czy można sobie wystawić coś szczególniejszego, jak nagłe odnalezienie tego woreczka biednej kobiety... w chwili gdy to nikomu nie przeszło przez głowę!
— To pewna, że ten wypadek jest bardzo dziwny! — odparła Renata.