Przejdź do zawartości

Strona:PL X de Montépin Zemsta za zemstę.djvu/1070

Z Wikiźródeł, wolnej biblioteki
Ta strona została przepisana.

— To jest widoczne, ale, ja nic nie wiem jak była wychowaną.... Jest delikatną jak czułek... Byle co ją uraża... Chciałam jej oszczędzić wszelkiego zadraśnięcia jej cokolwiek drażliwej dumy i nie badałam jej, gdyż widziałam dobrze, że odpowiadanie sprawiłoby jej przykrość...
— Niuńka, przybyła niewiadomo zkąd — pomyślała Zenejda wzruszając nieznacznie ramionami. — Śliczna mi lala!... I to dla takiej mną poniewierają! I nie litować się tu nad tem?...
Małgorzata mówiła dalej:
— Czy ona oddawna jest w Paryżu?
— Przed dostaniem się do mnie przybyło niedawno z prowincyi... — odpowiedziała pani Laurier.
Wdowa uczuła, że jej wzruszenie się podwaja.
Ta sierota, której przeszłość otoczona była tajemnicą, to imię Renaty, wszystko to przypominało jej córkę.
Podobieństwo było tak dziwnem i tak uderzającem, że nią opanowała gwałtowna chęć rozjaśnienia ciemności.
Zaczęła dalej wypytywać.
— Któż pani przyprowadził tę panienkę.
— Jej blizka przyjaciółka, kwiaciarka, którą znam oddawna... poczciwa dziewczyna chociaż czasami narwana...
Te wyrazy: „jej bliżka przyjaciołka, kwiaciarka“, wystarczały do zbicia Małgorzaty z tropu.
Jej Renata, jej dziecko, opuściwszy przed kilku zaledwie dniami pensyonat pani Lhermitte, nie mo-