Przejdź do zawartości

Strona:PL X de Montépin Zemsta za zemstę.djvu/1043

Z Wikiźródeł, wolnej biblioteki
Ta strona została przepisana.

— Tak, panie.
— Choroba ta trwała dwa miesiące i od tej chwili hrabia zaczął zapadać w sposób widoczny, czem wszyscy co go otaczali zostali uderzeni...
— To prawda...
— Czyś pani wzywała lekarza gdy ojciec zachorował?
— Nie panie.
— Dla czego?
— Bo mi zabronił.
— Dziwny zakaz, a posłuszeństwo pani jeszcze dziwniejsze! — zawołał sędzia śledczy. — Ojciec pani, w jej oczach cierpiał i przywiązanie dziecięce nie dało pani odwagi do przełamania zakazu i wezwania pomocy sztuki lekarskiej!
— Mój ojciec nie wierzył w tę sztukę...
— Zgoda! ale surowym obowiązkiem pani było zwalczać tę niewiarę i powtarzam, nie zważać na nierozsądy zakaz...
— Jeszcze raz, panie, sądziłam, że obowiązkiem moi m było posłuszeństwo...
— To jest, że będąc nieograniczoną panią domu chorego starca, chciałaś oddalić przenikliwe oczy które jej mogły przeszkadzać w spełnieniu zbrodni...
— W spełnieniu zbrodni! — powtórzyło dziewczę z obłąkaniem. — Zbrodnia więc — została popełnioną, tak śmią mówić, i mnie podejrzywają!... Mnie oskarżają o ojcobójstwo!... Ależ to jest potworne! To szaleństwo!... Pan temu nie dajesz wiary!... Pan nie przypuszczasz, aby istniało dziecko tak nikczem-