Przejdź do zawartości

Strona:PL X de Montépin Zemsta za zemstę.djvu/1007

Z Wikiźródeł, wolnej biblioteki
Ta strona została przepisana.

— Ja, przede wszystkiem powiadam abyś miał zimną krew...
— Czy to podobna aby ją mieć?...
— Ma się ją, jeżeli się chce, a strach jest złym doradcą...
Paskal upadł na krzesło, zgnębiony, dyszący.
— I to mój syn... — szepnął — mój syn stawia przedemną przeszkody! — Zaraz o nim pomówimy. Ale jeszcze raz, otrząśnij że się ze strachu.
— Czyż on nie jest usprawiedliwiony?
— Ja wiem, że w pierwszej chwili oprzeć się mu nie można. Ja sam przed chwilą straciłem głowę, widząc razem zmartwychwstałą umarłą i nieznajomego który ścigał Jarrelonge’a onegdaj wieczorem i gdyby nie ja, byłby go z pewnością dopędził.
— Jarrelonge nas zgubi... — wyjąkał Paskal narzekające.
— Jarrelonge będzie milczał... — odpowiedział Leopold.
— Czyś tego pewny?
— Tak, do kroćset, jestem tego pewny...
— Jakże mu nakazać milczenie.
— Czyniąc go niemym na zawsze... Obecnie on pierwszy powinien zniknąć... Ta przeklęta zwrotka zbyt często daje się słyszeć z ust jego... Trzeba mu ją wpakować w gardło.
— Jeszcze zbrodnia... — szepnął przedsiębierca.
— Ba! jedna mniej, jedna więcej... A zresztą czyż to zbrodnia?... Jesteśmy w wypadku pra-