Strona:PL X de Montépin Tragedje Paryża tom 7.djvu/90

Z Wikiźródeł, wolnej biblioteki
Ta strona została przepisana.

— Dziwny sposób pisania tego biletu zaostrzył moją ciekawość. Przyjąłem pana jak widzisz, proszę jednak być zwięzłym w opowiadaniu, ponieważ na posłuchanie nie mogę poświęcić więcej nad kilka minut.
— Będę się starał o ile można być treściwym, odparł nieznajomy, mimo że powód jaki mnie tu sprowadza, nie jest zbyt łatwym do wyjaśnienia.
— O cóż więc chodzi?
— O poufne, osobiste sprawy pana wicehrabiego, rzekł krótko przybyły.
Pan de Grandlieu zadrżał.
— Mówisz pan... zawołał, sądząc iż może źle słyszał.
Zimmermann powtórzył wygłoszone zdanie.
— Co pan rozumiesz przez te wyrazy: „poufne, osobiste sprawy“, pytał żywo pan de Grandlieu.
— Rozumiem tak jak wszyscy „sprawy wewnętrzne“.
— Nie rozumiem, przerwał pan de Grandlieu.
— Miałem już honor uprzedzić pana wicehrabiego na początku naszej rozmowy, rzekł Zimmermann, że wszelkie tu wyjaśnienia są nader delikatnej natury, a przez to są niezmiernie trudnemi. Mimo to przystępuję do rzeczy. Co by nastąpiło? ciągnął ironicznie przybyły, gdyby jakiś obserwator jasnowidzący, powiadomił naprzykład pana wicehrabiego, że jego małżonka czyni zeń męża, jak tu powiedzieć? nieszczęśliwego.
Pan de Grandlieu blady jak śmierć, rzucił się z gestem gniewu i groźby, powstrzymawszy się jednak, rzekł głucho:
— Gdyby tak bezczelnym był który z ludzi światowych, spoliczkowałbym go w oka mgnieniu i przeko-