Przejdź do zawartości

Strona:PL X de Montépin Tragedje Paryża tom 7.djvu/67

Z Wikiźródeł, wolnej biblioteki
Ta strona została przepisana.

obojętnie przyjmował jej uściśnienia.
Gdy nadszedł czas, w którem pomyśleć należało o rozpoczęciu edukacji Andrzeja, udała się do Sariola.
Czyż mogła wybrać innego jakiego pośrednika?
Ten wiedział wszystko. Dał liczne dowody poświęcenia bez granic, i dochowywał ściśle tajemnicy. Wierzyła ślepo więc w niego, ufając niezachwianie w uczciwość tego człowieka.
W podobnych warunkach przypuszczać kogoś nowego do tak poufnych zwierzeń, dzielić z kimś obcym tajemnicę swego nieszczęścia, byłoby czystem szaleństwem.
Zresztą, nieznała nikogo, komuby zaufać tak mogła.
Sariol utrzymując corocznie na swój własny rachunek nader poważne czeki, dostał obok tego jeszcze trzydzieści tysięcy franków, z zobowiązaniem, ażeby zabrał Andrzeja, i według życzenia matki umieścił go w kolegium Ludwika Wielkiego, gdzie dziecię miało rozpocząć nauki.
Lat dziesięć upłynęło.
Chwila opuszczenia kolegium nadeszła dla młodzieńca, kończącego kursa.
Henryka d’Auberive powierzyła administrację majątkiem panu F., notarjuszowi zamieszkałemu przy ulicy Belle-Chasse. Corocznie otrzymywała od niego dwieście tysięcy franków, jako procent od swych olbrzymich dochodów, i stała się dobrodziejką klasztoru, jaki wzbogacała swojemi darami.
Upoważniwszy Sariola do zakupienia posiadłości San-Rémo we Włoszech, wraz z przywiązanym do tychże