Przejdź do zawartości

Strona:PL X de Montépin Tragedje Paryża tom 7.djvu/30

Z Wikiźródeł, wolnej biblioteki
Ta strona została przepisana.

śliwy, a ty jesteś przyczyną tych wszystkich mych nieszczęść!
Filip wzruszy! ramionami.
— Tak, ty jesteś przyczyną, powtórzy! Grisolles, a skoro poznasz szczegółowo moją niedolę, jestem pewien, że ulitujesz się nademną, bo mimo wszystko masz dobre serce. Nie wyjdę ztąd dopóki mnie nie wysłuchasz. Lepiej więc usiądź dobrowolnie i pozwól mi mówić.
— Ha! skoro trzeba. Ale zastrzegam mów prędko.
— Owóż, zaczął Grisolles, jak ci wiadomo, moi świadkowie widząc mnie leżącym bezwładnie na gruncie Winceńskiego lasku, przenieśli mnie do poblizkiego szpitala, gdzie mnie tak troskliwie pielęgnowano, że wbrew wszelkim oczekiwaniom ocalono mi życie. W chwili jednakże, gdy zadana mi rana całkiem się prawie zabliźniła. uległem nowej chorobie. Owładnęła mną ciężka gorączka tyfoidalna, jaka zwykłe bywa śmiertelną. Leżałem w tej gorączce czas długi, i ona sprowadziła mi stan w jakim znajduję się dzisiaj! Patrz! ani jednego włosa na głowie! Ani odrobiny ciała na wyschniętych kościach! Któż by poznał w dzisiejszym tym wyłysiałym upiorze, pięknego niegdyś kapitana Grisolles, owego eleganta zawracającego głowy dziewczętom? Wyszedłszy ze szpitala, ujrzałem się bez grosza.
— To kłamstwo! przerwał Croix-Dieu. Miałeś sto luidorów w kieszeni.
— Moi świadkowie złożyli te pieniądze dyrektorowi szpitala, który mi zwrócił je wiernie; ale następnej nocy ukradziono mi je w zakładzie hotelowym, gdziem