Przejdź do zawartości

Strona:PL X de Montépin Tragedje Paryża tom 7.djvu/24

Z Wikiźródeł, wolnej biblioteki
Ta strona została przepisana.

Napełniwszy owem reńskiem winem łyżeczkę, wylał z niej zawartość w kominek, a uczynioną próżnię tym ubytkiem w długiej opleśniałej flaszce, zapełnił płynem z małego flakonu, i zakorkował.
Po owej pierwszej części dokonanego dzieła trzymał giętkie ostrze noża nad płomieniem świecy, a gdy się to ostrze na czerwono rozgrzało, użył go do wyrównania laku tworzącego kapsel na butelce. Nieco posypanego popiołu na ów lak gorący nadało mu pierwotną powierzchowność.
Najściślejszy obserwator nie zdołałby odnaleść śladu dokonanej operacji.
Dokonywając tę dziwną czynność, Filip powtarzał z cicha:
— Rzecz dziwna, że ów dobry, naiwny, Oktawiusz Gavard sam mi tę myśl podał.
Croix-Dieu potrząsając butelką dla łatwiejszego połączenia się dwóch płynów, z sarkastycznym uśmiechem mówił dalej:
— Ta drobna roślinna trucizna nie sprawia boleści, jedynie tylko sprowadza pogrzeb niespodziewany. Wyjdziesz odemnie bardzo wesoły, zdrów najzupełniej. Nazajutrz uczujesz się być nieco słabym. Trzeciego dnia położysz się w łóżko. Przyzwani doktorzy zapewnią cię że to lekka słabość, która przeminie, przepiszą ci środki wzmacniające, i przed upływem miesiąca twój spadek odziedziczy matka, pani Blanka Gravard, przyszła baronowa de Croix-Dieu. Sześć miljonów przybędzie mi z tej strony. Miljon, co najmniej za klejnoty wicehrabiny Herminii, miljon od wicehrabiego. Okrągłe osiem miljo-