Przejdź do zawartości

Strona:PL X de Montépin Tragedje Paryża tom 7.djvu/179

Z Wikiźródeł, wolnej biblioteki
Ta strona została przepisana.

przez psy osaczonego. Będzie się bronił do ostatka.
— Masz broń przy sobie? pytał komisarz. Gdyby wypadło się bronić, użyj rewolweru.
— Użyjemy go, ma się rozumieć w konieczności, rzekł Jobin, on jednak pierwszy wystrzeli, a ztąd prawdopodobnie, iż pokładzie nas trupem jednego po drugim, kolejno. Trzeba więc przedewszystkiem obezwładnić tego bandytę, uniemożliwiając mu ucieczkę. Mam plan już obmyślony, rzekł Jobin. I wydał polecenie jednemu z agentów, który szybko pobiegł.
Podczas, gdy się to działo w pokoju Jerzego Tréjan, Croix-Dieu szybko z łóżka wyskoczył. Ubrał się, torbę podróżną przerzucił przez siebie, a wsunąwszy w kieszeń rewolwer, począł zajmować się zabarykadowaniem drzwi, stawiając meble jedne na drugich.
Szafa i komoda broniła silnie drzwi wychodzących na kurytarz. Łóżko i trzy fotele postawione jedne na drugich barykadowały drugie wejście. Materacem zatkał otwór w ścianie, z którego oblegający mogliby byli urządzić sobie strzelnicę.
Po ukończeniu tego, Croix-Dieu z rewolwerem w ręku, z wykrzywioną twarzą, nakształt paszczy rozjuszonego tygrysa, wsparty o kominek, oczekiwał.
Miałżeby mieć nadzieję ucieczki?
Nie myślał o tem wcale. Nie świeciła mu najmniejsza iskierka nadziei. Wiedział dobrze, że uciec mu nie pozwolą, wiedział, że ostatnie słowo co do jego losów, już wyrzeczonern zostało. Pragnął jedynie wyprawić sobie pogrzeb okazały, to znaczy, zabić jeszcze kogoś,