Przejdź do zawartości

Strona:PL X de Montépin Tragedje Paryża tom 7.djvu/157

Z Wikiźródeł, wolnej biblioteki
Ta strona została przepisana.

— Do mojej matki, do domu mej matki.
— Do twojej matki? Ty masz więc matkę? badała zdumiona.
— Tak, Bóg mi ją wrócił niespodziewanie. Pokochasz ją, jestem tego pewien, gdy poznasz jak ona jest dobrą, jak nawzajem kochać cię będzie.
— Ach!.. ukazać się przed nią, mnie, mnie tak występnej, szeptała biedna ze łkaniem. Czyś zastanowił się nad tem, Andrzeju? Nie! ja nie będę miała ku temu odwagi. To przechodzi me siły.
— Moja matka jest świętą istotą! odparł San-Rémo. Anielską litość i przebaczenie znajdziesz w jej duszy! Wie ona o wszystkiem. Wie o naszym błędzie, o naszem nieszczęściu, nic przed nią nie ukryłem. Zna ona już ciebie, i szczerze cię żałuje. Kocha cię, nie znając. Gdyby nie ciążąca nad nami fatalność, moja matka byłaby nas ocaliła. Ona mi dała milion, potrzebny na wykupienie listów. Nieszczęściem ów nikczemnik wcale się nie ukazał. Nie obawiaj się więc, moja ukochana, nie pozostaniesz samą na świecie. Znajdziesz dwa serca zupełnie sobie oddane. Moje serce i serce mej matki. Nie płacz więc. Pójdź ze mną! {{kropki-hr} Henryka d’Auberive oczekiwała na Andrzeja u siebie w pałacu, przy ulicy de l’Echiquier. Oczekiwała niespokojnie, gorączkowo, nie umiejąc sobie wytłumaczyć tak długiej nieobecności syna.
— Wszakże od dawna, myślała, wszystko skończonem już być powinno? Dla czego Andrzej nie spieszy z przyniesieniem dobrej wiadomości? Co znaczy to jego