Przejdź do zawartości

Strona:PL X de Montépin Tragedje Paryża tom 7.djvu/154

Z Wikiźródeł, wolnej biblioteki
Ta strona została przepisana.

bin. Bóg czuwa, istnieje! Bóg jest sprawiedliwym! Ci, którzy zaprzeczają temu, są obłąkani, idjoci, lub łotry! A teraz, trzeba nam odnaleść tego olbrzyma zbrodni, o trzech twarzach! Trzeba nam odnaleść Croix-Dieu, Müllera i Loc Earn’a. Lecz kto wie? Być może sprawiedliwość Boża zachowuje go dla siebie?


∗             ∗

Uciekłszy z salonu w pałacu de Grandlieu, w chwili, gdy wicehrabia dal rozkaz wprowadzenia Zimmermanna, Herminia po napisaniu ze łkaniem tego rozdzierającego listu, jaki tak straszny cios zadał szlachetnemu starcowi, pół obłąkana z trwogi i bolesnych wyrzutów sumienia, zarzuciła na głowę czarną koronkową woalkę, i wybiegła z pałacu, jak się ucieka z domu, objętego pożarem, mknąc przez ogród w stronę Pól Elizejskich?
Dokąd biegła ta nieszczęśliwa kobieta?
Upewniamy, że sama o tem nie wiedziała.
W chaosie pomięszanych myśli, nic jej się jasno nie przedstawiało. W głębi jej duszy i umysłu ciemność panowała głęboka.
To pewna, że umrzeć pragnęła; będąc wszelako chrześcianką, mimo popełnionego błędu, odpychała ze wstrętem ponurą myśl samobójstwa, tę drogę wzbronioną, a mimo to wiodącą do wiecznego spoczynku.
Szła szybko przed siebie, na los szczęścia, potrącając przechodniów, przemykając się między powozami, myśląc jedynie o jak najprędszej ucieczce z tego domu, gdzie tajemnicę jej hańby sprzedano mężowi.
Cały świat dla niej zmienił się w pustynię; jedno