Przejdź do zawartości

Strona:PL X de Montépin Tragedje Paryża tom 7.djvu/151

Z Wikiźródeł, wolnej biblioteki
Ta strona została przepisana.

otworzy-się po nim sukcesja“.
Czyliż te słowa nie świadczą jasno, że baron wiedział o skutkach przygotowanej przez się trucizny? Nie będąc jednak ani chemikiem, ani lekarzem, przesadził dozę, chcąc skutek pewny otrzymać. Zresztą, nieprzewidywał, że ów napój zostanie całkiem wypróżniony z butelki przez pijącego.
Niezwykłe objawy widzieć się dały na Sariolu, którym zapobiegły w części usiłowania lekarza. Nareszcie otworzył oczy, spojrzał w około siebie zdumiony, i wyszepnął:
— Gdzie jestem?
Pytanie to było zupełnie naturalnem, bo widocznie Sariol nie przypominał sobie nic z tego, co nastąpiło od chwili, gdy straszny ów napój obezwładnił mu możność myślenia.
— Znajdujesz się w więzieniu, odparł Jobin, dając znak ręką drugiemu agentowi, by pobiegł co prędzej sprowadzić sędziego śledczego, dla odebrania zeznania od umierającego, gdyby ten mógł mówić.
Oblicze Sariola nagle się zmieniło. Zimny pot spływał mu po skroniach.
— W więzieniu? powtórzył głucho. Zdaje mi się żem spał, snem jakimś strasznym! Głowa mi cięży. Cierpię! mocno cierpię. W więzieniu! Dla czego miałbym się znajdować w więzieniu?
— Dla mnóstwa przyczyn, z których najmniejsza jest bardzo ważną, rzekł Jobin. Nie mówiąc o przeszłości, co by nas zaprowadziło bardzo daleko, grałeś ostatnio podłą rolę pod nazwą „Dużego Ludwika“ zwanego