Przejdź do zawartości

Strona:PL X de Montépin Tragedje Paryża tom 7.djvu/146

Z Wikiźródeł, wolnej biblioteki
Ta strona została przepisana.

Napotkawszy przeszkody w pierwszych usiłowaniach, z przyczyny niezaprzeczalnej pozornie uczciwości Filipa, powstrzymać się był zmuszonym z prowadzeniem śledztwa, pokonany, ale mimo to nie przekonany bynajmniej.
Teraz ożywiła go nadzieja.
— Znajduje się w tem wszystkiem cała góra tajemnic, mówił sobie, istnieją zasłony zgęszczające ciemności. Wniknę w ich głębię, rozedrę wszystkie zasłony. Światło ukazać się musi.
Jobin przypomniał sobie, że niegdyś działając sam, chybił i otrzymał trzy kule w piersi od Fryderyka Müller. Przybrał więc sobie obecnie do pomocy dwóch policyjnych agentów z prefektury, a wsiadłszy z nimi do fiakra, kazał jechać na ulicę św. Łazarza.
Gdy powóz z nimi zatrzymał się przed domem, Filip znajdował się już daleko, a narada pomiędzy lokajem, stangretem, odźwiernym i stajennym, odbywała się pod sklepieniem bramy.
Jobin wraz z dwoma swymi podwładnymi, zatrzymał się naprzeciw tej małej grupy zebranych, a poznawszy odźwiernego, z którym rozmawiał kilkakrotnie podczas poprzednio przez się prowadzonego śledztwa, zapytał:
— Pan baron de Croix-Dieu jest w domu?
— Niema go, wyszedł.
— Od jak dawna?
— Wyszedł przed godziną.
— Jestże to prawdą co mówisz? badał dalej Jobin. Wiedz że tu chodzi o nader ważną sprawę. Przynoszę