Przejdź do zawartości

Strona:PL X de Montépin Tragedje Paryża tom 7.djvu/133

Z Wikiźródeł, wolnej biblioteki
Ta strona została przepisana.

— Dobrze, wezmę więc dwie, a nawet i trzy, jeśli zechcecie.
Były to ostatnie jego wyrazy.
Szybkim, nieprzewidzianym ruchem, pochwyciwszy torbę podróżną, rzucił się ku drzwiom gabinetu, a zatrzasnąwszy je z wewnątrz za sobą, wybiegł do przedpokoju ukrytem w ścianie wyjściem, i jak huragan zbiegł przez schody na ulicę.
W tej chwili przejeżdżał właśnie fiakr próżny. Croix-Dieu wskoczył do tego powozu, nie zatrzymując go wcale i krzyknął na woźnicę:
— Dwadzieścia franków, jeżeli w ciągu dziesięciu minut dowieziesz mnie na stację północnej drogi żelaznej.
Stangret zaciął konia, i fiakr pomknął jak strzała.
Zanim San-Rémo i Oktawiusz wraz z Grisollem wściekli i upokorzeni, obeszli w około mieszkanie, ażeby przez salon dostać się do wyjścia, fiakr zniknął z baronem.
Wszelkie usiłowania pościgu okazały się na razie daremnemi.

X.

Podczas gdy się to działo, Sariol oczekiwał w gabinecie, a niecierpliwość jego wzrastała, w miarę jak żołądek dopominał się o swoje prawa.
— Nakryją ci na mojem biurku, mówił mu Filip, mój służący za chwilę przyniesie ci śniadanie.
Dziesięć minut upłynęło, potem jeszcze dziesięć, i znowu dziesięć, a żaden służący się nie ukazał.
Sariol słyszał przez drzwi zamknięte dobiegające go jakieś hałaśliwe głosy, jakieś szybko przebiegające tam