Strona:PL X de Montépin Tragedje Paryża tom 7.djvu/127

Z Wikiźródeł, wolnej biblioteki
Ta strona została przepisana.

zwykłą krew zimną.
— Dziwi mnie to panowie, rzekł głośno, iż widzę was, których sądziłem być moimi przyjaciółmi (nie mówię o tym błaźnie), dodał wskazując na Grisola, przybywających do mnie z tego rodzaju obelgą! Co to znaczy? powiedzcie. Czyż tak postępują ludzie z wyższego świata, dżentlemeni, pytam was? Zostaliście owikłani widocznie jakąś intrygą, lub uwierzyliście kłamstwu. Jestem pewien, że za chwilę wstydzić się będziecie własnego postępowania. Ludzie honorowi nie zobelżają się wzajemnie, ale się z sobą porozumiewają..
Andrzej zaledwie od wybuchu powstrzymać się zdołał. Zacisnął zęby, z ócz iskry mu się sypały.
— Pomiędzy ludźmi honorowymi, powtórzył Oktawiusz z ironią. Zaprawdę! zdumiewająca bezczelność! Pan więc masz odwagę, panie baronie, zaliczać się do tych honorowych ludzi... pan... który płacisz najemników morderców, ażeby ci uprzątali ze świata twoich przyjaciół?
— Nierozumiem, co pan chcesz przez to powiedzieć? — odparł Croix-Dieu.
— Pan nie wiesz? I śmiesz to powiedzieć, że nie wiesz? ciągnął Gavard.
— Tak, żądam wytłumaczenia!
— Jakto, więc niechcesz zrozumieć, że my o wszystkiem powiadomieni jesteśmy?
— Ja objaśniłem o tem tych panów, ozwał się Grisolles. Był to dług do spłacenia tobie, baronie. Ci panowie wiedzą, żem został przez ciebie zapłacony za dwa pchnięcia szpadą, które miały ich wysłać tam, skąd