Przejdź do zawartości

Strona:PL X de Montépin Tragedje Paryża tom 6.djvu/84

Z Wikiźródeł, wolnej biblioteki
Ta strona została przepisana.

nie wiedząc nawet o tem wtedy. Nie przypuszczałam tego, lecz wkrótce zrozumiałam. Ty nie czyniłeś ze swojej strony żadnych zabiegów ku temu! Spełniło się przeznaczenie! Widzisz więc, że jeżeli jesteś w tem coś winien, i ja nią jestem zarówno!
— Jesteśmy bez winy oboje, rzekł Andrzej. Mieliśmy się wzajem ukochać, i żadna ludzka potęga, wszelkie wysiłki naszej woli, nie mogły nas od tej miłości uchronić! Lecz pytam powtórnie ukochana, pytam, dla czego, gdy twoje przekonania tak godzą się z mojemi, pytam, zkąd to pomieszanie i wzruszenie? Dla czego tak drżysz z przestrachu, zamiast cieszyć się naszem wspólnem szczęściem.
Pani de Grandlieu chciała odpowiedzieć „Nic mi nie jest“ jak już to uczyniła. Nie miała jednak siły ku temu. Jej serce ściśnione dotąd dziwną trwogą, nagle wezbrało. Konwulsyjne drżenie wstrząsało jej ciałem. Wybuchnęła łkaniem, i grube łzy spływały po jej policzkach.
Andrzej patrzył na nią z osłupieniem pełnem obawy.
Nakoniec po kilku sekundach nastąpiło uspokojenie tego kryzysu boleści, i Herminia wyjąknęła zaledwie dosłyszanym głosem:
— Pytasz co mi jest? Mamże ci prawdę powiedzieć? Andrzeju, gnębią mnie wyrzuty sumienia!
— Wyrzuty sumienia. Skąd, i dla czego? Cóżeś tak uczyniła złego?
— Uległam twojej miłości, szepnęła ze łzami.
— Herminio! na imię nieba uspokój się, prosił San-Rémo.