Przejdź do zawartości

Strona:PL X de Montépin Tragedje Paryża tom 6.djvu/80

Z Wikiźródeł, wolnej biblioteki
Ta strona została przepisana.

— Dobrze mój chłopcze, rzekł Croix-Dieu oddając papier Edmundowi, a biorąc portmonetkę ze stolika stojącego przy łóżku. Życzę ci, abyś szczęśliwie odnalazł pugilares i otrzymał nagrodę. Tymczasem masz tu dwa luidory.
— Sądziłem... zaczął Edmund, mniemałem...
— Że co?
— Sądziłem, że pan baron, któremu tak wiele zależało na otrzymaniu tego pugilaresu, zaliczy mi te tysiąc franków, ponieważ znalazca prawdopodobnie na moje ręce go złoży, a ja w takim razie mógłbym go przynieść panu baronowi, zamiast oddać mojemu panu?
— Dobra myśl, w rzeczy samej. Lecz teraz ten pugilares jest mi już niepotrzebnym. Nie jestem już ciekawy tych listów, i zaprzestaję się odtąd zajmować osobistemi sprawami pana de San-Rémo. Idź więc, zanieś to ogłoszenie mój chłopcze, idź!
Edmund wyszedł niezadowolony.
Wierny ów sługa liczył na otrzymanie tysiąca franków. Odmowa barona psuła mu jego zamiary.
Andrzej spędził noc straszną bezsennie.
Myśl o kradzieży nie przyszła mu do głowy. Wierzył w zgubę przypadkową, a następstwa wynikłe z tej zguby pożerały go, wywoływały gorączkę, wprawiały w szał prawie.
Nad ranem uspokoił się nieco. Powtarzał sobie, że listy te, nie posiadające żadnych znaków, podpisane jedynie inicjałem, bez herbu na pieczątce, nie groziły Herminii niebezpieczeństwem.
Czyż bowiem można było przypuścić ażeby osoba,