Strona:PL X de Montépin Tragedje Paryża tom 6.djvu/59

Z Wikiźródeł, wolnej biblioteki
Ta strona została przepisana.

i wrócił do siebie.
Fanny wróciwszy do swoich apartamentów, kazała rozebrać się pokojówce, a splótłszy w jeden olbrzymi warkocz swe piękne jasnoblond włosy, udała się do łóżka.
Pani de Tréjan przewracając się z boku na bok daremnie snu przyzywała, który nie nadchodził, a w rozmyślaniu szeptała bezwiednie:
— Ach! ten Aleosco! to prawdziwy typ mężczyzny. Posiada siłę olbrzyma i wspaniałą wyniosłość księcia. Z jakąż on galanterją traktował mnie tego wieczora, mimo że pod owym pozornym szacunkiem czuć było niejaką pogardę. A jednak on kochał mnie kiedyś! Z jakąż rozkoszą podałabym mu rękę gdyby chciał złamać okowy jakie mnie przykuwają do Jerzego. Tak, lecz on nie zechce tego uczynić. Nie zechce. Trzeba więc działać, ażeby zechciał to zrobić! Jestem zawsze piękną, piękniejszą nawet teraz niż kiedy! Musi to uczynić. On wróci do mnie. Powróci!

. . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . .

Czytelnicy łatwo odgadną w jak strasznym stanie wzburzenia znajdował się Jerzy, w chwili gdy wychodził z salonu swej żony. Jednak zamiast wybiedz natychmiast z pałacu jak to w pierwszej chwili miał zamiar uczynić, wszedł do swoich apartamentów.
Tu rozebrał się z taką gwałtownością z wieczorowego ubrania, że porozdzierał frak i w szczątki poszarpał biały krawat. Rzuciwszy je na kobierzec, deptał nogami, a w to miejsce przywdział najskromniejsze odzienie ze swej garderoby.